ZAREZERWUJ

Zobacz także:

17 maja 2013

W Żaganiu gościli potomkowie rodu Bironów i Talleyrandów

Potomkowie rodziny Bironów i Talleyrandów, która w przeszłości zrobiła wiele dobre dla Żagania, odwiedzili dziś miasto.

 

Właśnie w Polsce zrobili w tym roku swój światowy zjazd rodzinny. Przejechało ponad 40 osób.

Potomkowie księżnej Doroty Talleyrand-Perigord, czy jej sióstr zjechali do Żagania naprawdę z całego świata. Wśród gości byli mieszkańcy Niemiec, Francji, Finlandii, ale także Australii, Meksyku, czy Argentyny. – Część z nich była już w Żaganiu. Wielu jest tu jednak po raz pierwszy – opowiadała nam Maria Gołaszewska, nauczycielka z gimnazjum im. Księżnej Doroty w Żaganiu. Wraz z siostrą Anną opiekowała się ona gośćmi z całego świata.

 

Widzieli rzeźbę

 

Uczestnicy zlotu odwiedzili m. in. Zatoń, Otyń, Chichy i Żagań. Przed sobą mają jeszcze wycieczkę do Wrocławia i Pragi.

Jednym z powodów wizyty rodu Bironów i Talleyrandów w Polsce, a szczególnie w okolicach Żagania było tegoroczne odkrycie. Przypomnijmy, że podczas oczyszczania stawu w Chichach odkryto historyczne popiersie. Według niektórych regionalistów upamiętniało ono księżną Wilhelminę. – Oglądaliśmy tą rzeźbę. Na razie na pewno zostanie ona w Polsce. Nie zabieramy jej do siebie -powiedział nam dziś Aldo Arpino-Coutte, przewodnik z zamku – Chateau de Marais pod Paryżem.

To właśnie w tym zamku mieści się muzeum Talleyrandów. – Do dziś mieszka tam potomkini księżnej Doroty. Jej matka miała nawet tytuł księżnej żagańskiej – wyjaśnia M. Gołaszewska.

 

Stało koło fortepianu

 

Dziś dowiedzieliśmy się jednak, że popiersie wcale nie musi pokazywać Wilhelminy. – Niektórzy tak mówią. Twierdzę, że to Maria Staibach. Córka księżnej Pauliny. Tak mi mówiono w dzieciństwie – opowiadał nam Hans Caspar von Diebitsch. Obecnie mieszka on w Australii, ale Chichy nie są mu obce. – Tam się urodziłem i mieszkałem nieprzerwanie od 1928 do 1934 roku – opowiadał nam podczas zwiedzania zespołu poaugustiańskiego w Żaganiu.

Von Diebitsch doskonale pamięta, jak popiersie stało w salonie koło fortepianu. – Pamiętam je jeszcze z czasów wojny. Przyjeżdżałem do Chichów co roku na wakacje, a także często na Boże Narodzenie. Aż do zimy 1945 roku. To była moja wizyta w tym miejscu. Pamiętam, że z Małomic do Chichów musiałem iść piechotą 6 kilometrów ze względu na bombardowania. A było wtedy minus 25 stopni – wspominał potomek Talleyrandów.

 

-Tomasz Hucał

 

Chichy 37E, 67-320 Małomice

Zapisz się do newslettera

Twój e-mail:
Wyślij
Wyślij
Formularz został wysłany — dziękujemy.
Proszę wypełnić wszystkie wymagane pola!

Strona www stworzona w kreatorze WebWave